
Już od początków istnienia bankowości, istnieli bankierzy osiągający bardzo wysokie dochody. Część z nich udzielała nawet pożyczek władcom swych krajów, uzyskując tym samym także ważną rolę polityczną. Najwięksi bankierzy osiągali fortuny wielekroć przekraczające majątek zwykłego człowieka. Nic więc dziwnego w tym, że wzbudzali oni nie tylko podziw, ale także zawiść i zazdrość. Jednak we wczesnym ustroju kapitalistycznym, czyli w okresie XIX wieku i w początkach XX wieku, głos zwykłego człowieka niewiele znaczył. Sytuacja zmieniła się po II wojnie światowej, kiedy w Polsce i wielu krajach środkowej Europy zapanował komunizm. Jednym z jego założeń, zresztą w praktyce nieprzestrzeganym, była równość, w tym także względna równość dochodów i majątków. W myśl tej idei wszyscy powinni zarabiać tyle samo, a bogacze byli przedstawiani jako element wrogi i obcy klasowo. Symbolem bogaczy stał się kapitalistyczny bankier, obowiązkowo przedstawiany w cylindrze i fraku opinającym gruby brzuch. Chciwy bankier z zaciętą miną palił cygaro i liczył pieniądze, nie zwracając żadnej uwagi na rozpaczliwie wyciągającego ku niemu ręce biedaka. Ubocznym efektem takiego sposobu myślenia był bardzo niewielki prestiż pracy bankowca w tamtych czasach, co znajdowało odbicie także w gloryfikowaniu pracy fizycznej, kosztem pracy umysłowej. Sytuacja zmieniła się diametralnie już na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy zawód bankowca stał się ponownie jednym z najbardziej pożądanych.